Trasa szlaku przebiega przez Płaskowyż Nałęczowski po urozmaiconej rzeźbie terenu z charakterystycznymi wzniesieniami i wzgórzami, przechodzi w pobliżu licznych stawów i łąk, biegnie w pobliżu Strumienia Olszowieckiego oraz urokliwej sieci wąwozów lessowych. Przy trasie lub w jej bezpośrednim sąsiedztwie znajduje się szereg zabytków.

Szlak przebiega przez miejsca związane z jednym z najwybitniejszych współczesnych poetów ludowych – Janem Pockiem, pokazuje piękno okolicznej przyrody oraz miejsca i zabytki prezentujące lokalną historię. Turysta ma możliwość podziwiania przepięknych widoków, obcowania z przyrodą opisywaną w wierszach Jana Pocka, poznania miejsc z nim związanych, obejrzenia zabytków upamiętniających ciekawą przeszłość Markuszowa i okolic.

Trasa w formie pętli, biegnie w zdecydowanej większości po nawierzchniach asfaltowych o niskim natężeniu ruchu. Okresowe utrudnienia (po opadach deszczu), mogą występować jedynie na nieutwardzonym, ale najbardziej malowniczym odcinku (ok. 1,6 km) przebiegającym przez  lessowe wąwozy w południowej części trasy .

***

Szlak posiada połączenie z zielonym, południowym szlakiem po gminie Garbów oraz z Nałęczowem (poprzez liczący 9,71 km łącznik oznakowany na czarno) i z zielonym szlakiem biegnącym z Klementowic do Strzyżowic (łącznik z Kalenia do Płonek, liczący 2,42 km, oznakowany również na czarno). Daje to możliwość tworzenie wielu wariantów przejazdów znakowanymi szlakami (np. do Nałęczowa, Garbowa, Kurowa i Kozłówki).

Podróż rozpoczynamy przy kościele parafialnym (po południowej stronie drogi krajowej nr 17). W pobliżu tablicy z mapką szlaku, znajduje się parking, na którym możemy zostawić samochód. Z parkingu widzimy górujący nad okolicą kościół pod wezwaniem św. Józefa Oblubieńca NMP, św. Michała Archanioła i św. Małgorzaty.  Warto zatrzymać się nieco dłużej przy tej zabytkowej budowli.

 

Zespół kościoła parafialnego pod wezwaniem św. Józefa Oblubieńca NMP, św. Michała Archanioła i św. Małgorzaty wzniesiony w latach 1667-1682 z fundacji Jana i Andrzeja Firlejów, konsekrowany przez biskupa Stanisław Szembeka 15 października 1690 roku, z zabytkową barokową plebanią z 1750 r., wybudowaną przez ks. Józefa Zagórskiego oraz dzwonnicą wybudowaną w roku 1862. Kościół jest budowlą jednonawową, z nieregularnie dobudowaną zakrystią i kruchtą, wzorowaną na kościołach baroku lubelskiego. Przy prezbiterium znajdują się dwie zakrystie, na frontonie kościoła widoczne są dwie wieże. Barokowy z zewnątrz kościół ma wnętrza utrzymane w stylu rokokowym. We wnętrzu znajdują się ołtarze drewniane; główny to konstrukcja barokowa z rokokową dekoracją i obrazami Matki Boskiej Częstochowskiej (1920), św. Trójcy i św. Rodziny z XVIII w. Dwa ołtarze boczne przy tęczy: po prawej z obrazem komunii św. Stanisława Kostki, a po lewej św. Franciszka z Asyżu (konstrukcja ołtarzy jest barokowa). W nawie po prawej stronie jest ołtarz św. Antoniego (barok, pocz. XVIII w.), po lewej – ołtarz z figurą Chrystusa Ukrzyżowanego (rokoko, XVIII w.). Organy 6-głosowe pochodzą z końca XIX w. W świątyni jest wiele innych zabytkowych obrazów i tablic nagrobkowych. Interesujący jest nagrobek Rafała Amora hrabiego Tarnowskiego z 1803 roku przedstawiający białego, skrzydlatego anioła śmierci.

W kościele znajduje się epitafium zmarłej w 1773 roku Katarzyny Hryniewieckiej ze Stemków, żony ostatniego lubelskiego wojewody przed rozbiorami, Kajetana Hryniewieckiego, który w Markuszowie mieszkał w bardzo okazałym pałacu, na wyspie otoczonej stawami. Niestety pałac nie zachował się do naszych czasów. Bywał tu częstym gościem sam król Stanisław August Poniatowski, wielokrotnie gościł tu też jego bratanek książę Józef Poniatowski. Ciekawostką, jest fakt, że to właśnie pod Markuszowem 26 lipca 1792 r.odbyła się ostatnia bitwa w wojnie polsko-rosyjskiej toczonej w obronie Konstytucji 3 Maja. 

 

Podczas wojny z Rosją w obronie Konstytucji 3 Maja, to właśnie w okolicach Markuszowa książę Józef dowiedział się o tym, że król zdradził i przystąpił do targowiczan. Nie mógł uwierzyć w prawdziwość tych wieści i gdy na znajdującą się pod Markuszowem tylną straż wojsk polskich,  uderzyli od wschodu niezorientowani w sytuacji politycznej Kozacy, książę podjął walkę. Zrozpaczony zachowaniem krewniaka książę Józef Poniatowski poderwał wierne mu wojska (12 szwadronów kawalerii) do walki, osobiście dowodząc i wykazując się przy tym niebywałą brawurą. Książę Józef o mało nie zginął w bitwie, uratował go wierny adiutant i rączy koń. Niewiele brakowało, a książę Józef Poniatowski poległby nad Kurówką płynącą pod Markuszowem a nie w nurtach Elstery. W bitwie tej zginęło około 20 Polaków, w tym generalny inspektor kawalerii gen. Janusz Stanisław Iliński. Bitwa okazała się zwycięska dla Polaków, Kozacy zostali odparci i odrzuceni w kierunku Garbowa. Niestety nie zmieniło to faktu, że poprzez zdradę króla – cała wojna została przegrana.

Warto przyjrzeć się dość oryginalnemu frontonowi kościoła, z pewnej odległości (od strony zachodniej), ujrzymy we wnękach płaskorzeźby przedstawiające patronów świątyni. W pobliżu kościoła, po jego zachodniej stronie znajduje się zabytkowa, barokowa plebania z połowy XVIII wieku.

 

Urzędował w niej ks. Józef Koźmian, brat Kajetana Koźmiana słynnego lubelskiego pamiętnikarza, bliski przyjaciel Grzegorza Piramowicza, postać bardzo zasłużona dla krzewienia w Markuszowie czytelnictwa i oświaty. To właśnie ks. Józef Koźmian wprowadzał w Markuszowie idee, które niosła ze sobą Konstytucja 3 Maja, prowadził tu szkołę elementarną i bibliotekę. Tuż obok północnej zakrystii kościoła znajduje się dzwonnica pochodząca z II połowy XIX wieku. Dzwon wewnątrz niej jest współczesny i ufundowali go Justyna i Marek Zadurowie. W parku przykościelnym po północnej stronie kościoła, wśród dorodnych drzew pamiętających różne losy świątyni, stoi zabytkowa kapliczka z figurką Pana Jezusa z 1908 r, pamiętająca burzliwe czasy ruchu mariawitów.

 Żegnamy się z historyczną budowlą i ruszamy w dalszą drogę. Na placu przy południowej stronie kościoła znajduje się tablica z mapką szlaku. Warto zapoznać się z nią przed dalszą podróżą. Po przejechaniu kilkudziesięciu metrów (0,05 km), po lewej stronie, zobaczymy dom, na którym znajduje się tajemnicza obrotowa kopuła. Jest to najprawdziwsze, prywatne obserwatorium astronomiczne. Pan Sławomir Bogusz, zapalony astronom-amator sam wykonał wszystkie znajdujące się tu lunety i teleskopy, a nawet soczewki. Jest na tyle znakomitym specjalistą w tej dziedzinie, że wykonywał dla profesjonalnych obserwatoriów astronomicznych soczewki i zwierciadła oraz teleskopy i lunety. Media lokalne, ogólnopolskie oraz telewizja niemiecka RTL prezentowały w swoich programach postać astronoma z Markuszowa. Jedziemy dalej, i wjeżdżamy do miejscowości Łany (0,14 km).

 

Miejscowość ta wchodziła kiedyś w skład Markuszowa. Kiedy Markuszów uzyskał około roku 1550 prawa miejskie, jego część zachodnia znajdująca się za kościołem parafialnym tego zaszczytu nie dostąpiła. Oddzielona od Markuszowa część, w której znajdował się folwark, pozostała nadal wsią i nazywano ją Markuszowice – Łany. Od czasów Sobieskiego funkcjonuje już jako osobna wieś Łany.

Jadąc przez tę miejscowość natkniemy się po prawej stronie na stary, drewniany budynek, przy którym prowadzone są prace renowacyjne (0,41 km). Jest to kościół Starokatolickiej Parafii Mariawitów. Dziś jest on praktycznie nieużywany, ale kiedyś miał bardzo licznych wiernych.

 Historia mariawitów zaczęła się tu na początku XX wieku. Do Markuszowa przybył nowy wikariusz ks. Piotr Goliński. Był bardzo pobożny, głosił kult Maryi i Najświętszego Sakramentu, odprawiał msze po polsku, cechowała go wielka skromność, do tego stopnia, że nawet w zimie chodził bez butów. Szybko zdobył popularność wśród dużej części markuszowskich parafian. Okazało się, że należy do ruchu mariawitów, potępionego oficjalnie przez papieża i co za tym idzie przez cały kościół katolicki. Markuszowski wikariusz ostro krytykował katolicką hierarchię kościelną, uważał, że należy znieść celibat księży. Mimo osobistego wezwania biskupa lubelskiego Franiszka Jezierskiego, nie zaprzestał działalności propagującej mariawityzm i został w końcu wykluczony z kościoła katolickiego. Wyklęty eksksiądz wykorzystał swą popularność do krzewienia mariawityzmu. Dzięki składkom popierających go wiernych wybudował w Łanach skromny, drewniany kościół. Historia parafii starokatolickiej była bardzo burzliwa, dochodziło do konfliktów z katolikami. Z czasem, liczba mariawitów systematycznie się zmniejszała i obecnie praktycznie już parafia mariawicka nie funkcjonuje. Za kościołem przy trasie krajowej nr 17 znajduje się niewielki cmentarz mariawicki. Warty zobaczenia jest medalion przedstawiający Matkę Boską znajdujący się na północnej elewacji kościoła.

Jedziemy dalej, po lewej mijamy nowoczesny dom ludowy w Łanach (1,27 km). Dojeżdżamy do Kalenia (1,9 km), po prawej mijamy kwitnące latem w pobliżu skarpy malwy. Nieopodal, po lewej stronie znajduje się dom, w którym mieszkał znakomity poeta Jan Pocek (1,94 km). Sto metrów dalej znajduje się siedziba miejscowej straży pożarnej i zarazem dom ludowy w Kaleniu (2 km). Przed nim, na słupie jest tablica przybliżająca nam postać poety. Z tyłu, za domem ludowym znajduje się miejsce odpoczynku i plac, na którym co roku, w czerwcu odbywają się festyny poświęcone poecie. W domu ludowym ma siedzibę Stowarzyszenie Kobiet Aktywnych Gminy Markuszów, słynące ze znakomitych, tradycyjnych potraw regionalnych i kaleńskiego smacznego chleba. Warto odwiedzić to miejsce podczas festynu „Od ziarenka do bochenka – w krainie Jana Pocka”. Informacje o terminie i programie imprezy można znaleźć na stronie internetowej gminy Markuszów (www.markuszow.pl).

Udajemy się w dalszą drogę. Dojeżdżamy do zakrętu przy którym stoi kapliczka (2,16 km). Jeśli mamy więcej czasu, to możemy skręcić w prawo i po przejechaniu ok. 200 metrów zobaczyć urokliwe, malownicze wąwozy i jary. Jeśli mamy mniej czasu, to od razu skręcamy w lewo i dojeżdżamy do mostku nad rzeką Kurówką(2,25 km). Po prawej znajduje się stary młyn należący do rodziny Nowaczyków (2,31 km).

 

 Funkcjonuje w tym miejscu od XVII wieku, był wielokrotnie przebudowywany, obecnie jest napędzany elektrycznie, ale pierwotnie napędzało go koło wodne zasilane przepływającą rzeczką. Jest to jedyny młyn w regionie działający nieprzerwanie od ponad 400 lat. Podczas ostatniego remontu w ścianach odnajdowano XVII wieczne cegły. O „młynie kalińskim” wspomina król Jan Sobieski w akcie potwierdzenia praw miejskich Markuszowa z 1686 roku, młyn miał królowi płacić opłatę w wysokości 2 groszy.

Po lewej stronie, od roku 2014, będziemy mogli podziwiać pięknie położony zalew (powierzchnia ok. 13 ha). Zalew początkowo planowany jako zbiornik retencyjny, docelowo będzie pełnił także funkcje rekreacyjne i turystyczne. Mijamy mostek i jedziemy dalej. Dojeżdżamy do miejsca (2,63 km), gdzie żółty szlak, łączy się z zielonym szlakiem biegnącym z Klementowic do Strzyżowic (łącznik z Kalenia do Płonek, liczący 2,42 km, oznakowano na czarno). Wyjeżdżamy  z Kalenia (2,69 km) i wjeżdżamy do Olszowca (3,11 km), przecinamy niebieski szlak pieszy biegnący z lewej strony dawną trasą kolejki wąskotorowej.

 

Kolejki wąskotorowe (rozstaw toru – 750 mm, trakcja – parowa) wykorzystywano jako lokalny, pomocniczy transport do przewożenia towarów i ludzi. Po rozpoczęciu budowy cukrowni Garbów w 1907 r., niezbędne było połączenie jej z szerokotorową Koleją Nadwiślańska biegnącą z Warszawy do Lublina. Dzięki kolejce wąskotorowej do cukrowni dowożono węgiel, kamień wapienny, a wywożono cukier, melasę, wysłodki i buraki.  Kolejka miała znacznie bardziej uniwersalne zastosowanie i wożono nią także zboże, mąkę, nawozy; wykorzystywano ją także do przewozów osobowych, można było z całej okolicy dojechać na słynne markuszowskie jarmarki, kursowały także pociągi kolonijne.  Pierwszy odcinek powstał jednocześnie z budową cukrowni Garbów – była to linia z cukrowni do stacji Wąwolnica (od 1925 pod nazwą Nałęczów) o długości 12 km, w połowie lat 20. dobudowano odcinki w kierunkach Bogucin i Kurów. Według spisu z 1926 cukrownia posiadała 32 km kolei 750 mm wraz z taborem: 2 parowozy po 50 KM, 2 parowozy po 80 KM, 28 wagonów 5-tonowych, 34 wagony 9-tonowe. Kolejka dojeżdżała do stacji Nałęczów, tory wąskotorowe były położone obok torów kolei szerokotorowej tak, aby można było przeładowywać towary bezpośrednio z wagonu do wagonu. Od roku 1916 do stacji Wąwolnica/Nałęczów dochodziła także druga wąskotorówka o tym samym rozstawie – dzisiejsza Nałęczowska Kolej Dojazdowa. Obydwie wąskotorówki były jednak po przeciwnych stronach linii Kolei Nadwiślańskiej i nie miały ze sobą stałego połączenia, wymianę taboru realizowano wykorzystując pomosty układane doraźnie w poprzek normalnego toru. Niestety sieć kolejową cukrowni Garbów zlikwidowano w latach 70.XX w.. Obecnie w wielu miejscach wciąż istnieją wyraźne ślady po tej kolejce, głównie nasypy i wkopy, jednym  z najlepiej zachowanych jest fragment nasypu wzdłuż trasy nr 17 między Markuszowem a Zagrodami, przy tej samej drodze w Bogucinie można zobaczyć dawny budynek stacyjny (dziś zajazd) wraz z rampą. W Olszowcu znajdował się rozjazd na Nałęczów i do Józefowa (koło Kurowa), stała tu kiedyś budka, w której dyżurował pracownik, mający telefoniczne połączenie ze stacją Nałęczów i cukrownią. Pracownik odpowiadał za to, żeby pociągi, w razie spotkania mogły się bezpiecznie minąć zmierzając w do Józefowa, stacji Nałęczów lub cukrowni. Pobliski Strumyk Olszowiecki, biegnący dawniej równolegle do torów, pozwalał na tankowanie wody do zbiorników parowozów. Ślad dawnej rampy odnajdziemy dalej w okolicach pałacu w Bronicach.

Liczne pagórki i wzniesienia malowniczo wkomponowane w krajobraz olszowieckich pól i łąk to wspaniały widok dla zmęczonych cywilizacją oczu. Południowa część gminy Markuszów, leżąca na Płaskowyżu Nałęczowskim, posiada bardzo zróżnicowane ukształtowanie terenu z unikalną siecią wąwozów, będących pozostałością po zlodowaceniu środkowopolskim. Mijamy po prawej plantację chmielu (3,77 km), po chwili otwiera się po lewej wspaniały widok na łąki i znajdujące się za nimi wzgórza, wąwozy i pagórki (4,08 km). Wspaniałe świeże powietrze oraz urokliwy krajobraz zachęcają nas do zatrzymania się na chwilę i nacieszenia oczu wspaniałymi widokami. Możemy teraz zrozumieć, dlaczego poeta z Kalenia tak pokochał te strony. Mijamy po lewej zjazd w stronę Zabłocia (4,27 km), jeśli chcemy możemy nim podjechać do mostku nad Strumykiem Olszowieckim  znajdującym się kilkaset metrów od szlaku. Jedziemy dalej szlakiem, opuszczamy Olszowiec. Przed podjazdem pod górkę, po lewej widzimy drogę (4,74 km), a przy niej 120 metrów od nas znajduje się bardzo stary drewniany krzyż, postawiony na rozdrożu przez mieszkańców Bronic. Kilkaset metrów od niego, stał krzyż z podwójnymi ramionami postawiony podczas zarazy. Jak mówi legenda, kiedy postawiono krzyż zaraza się skończyła i ludzie przestali umierać. Dwuramienny krzyż się nie zachował, ale po zakończeniu zarazy postawiono krzyż na rozdrożu, który mimo upływu ponad stu lat stoi nadal. Wędrując dalej przez chwilę zobaczymy wśród drzew po lewej przed nami pałac w Bronicach (4,96 km). Jedziemy dalej szlakiem, jesteśmy już w Kolonii Bronice (5,39 km). Po prawej mijamy wysychający staw i wjeżdżamy pod górkę, na jej szczycie skręcamy (tak jak nas kieruje drogowskaz), do zabytkowego pałacu w Bronicach (5,75 km). Po płytach dojeżdżamy pod budynek.

 

Pałac wybudował Piotr Aigner budowniczy pałacu Czartoryskich w Puławach. Należał do rodu Wołk-Łaniewskich. Łaniewscy pieczętowali się herbem Korczak. Drugi człon nazwiska został dołączony w następujący sposób: Jakub Łaniewski, rotmistrz na węgierskiej służbie został ranny w jednej z bitew i kurował rany u Teodora Wołka herbu Trąba. Rotmistrz był tak pieczołowicie kurowany przez córkę gospodarza, iż szybko doszedłszy do zdrowia postanowił poślubić troskliwą pannę. W ten sposób połączyły się dwa rody, a potomkowie tej pary używali nazwiska Wołk-Łaniewskich.

Za pałacem zachowały się ruiny lamusa przylegającego do dawnego, szesnastowiecznego dworu.

 

Ruiny liczą sobie około 500 lat. Wokół pałacu znajduje się zabytkowy park z wieloma drzewami, na których można odnaleźć tabliczkę „Pomnik Przyrody”. Jednym z ciekawszych drzew jest pochodząca z Ameryki Południowej Catalpa nazywana strąkowcem. Jest to duże, pięknie kwitnące drzewo z efektownymi długimi, ciemnymi strąkami, w których znajdują się nasiona. Rośnie ono w centrum parku, po północnej stronie pałacu. Okazałemu budynkowi mieszkalnemu jeszcze przed wojną towarzyszyły liczne zabudowania gospodarcze, budynki pomocnicze, duże stajnie, zabudowania folwarku. Przy bramie wjazdowej znajdowały się posągi dwóch lwów, w pobliżu wybudowania była duża wieża ciśnień zaopatrująca w bieżącą wodę pałac i budynki gospodarcze. Wołk-Łaniewscy posiadali okazałą kolekcję bryczek i powozów, prowadzili też własną hodowlę koni. Po wojnie majątek zaczął niszczeć, władza ludowa zachęcała do niszczenia pałacu. Na cmentarzu w Markuszowie jest pochowana osoba, która zginęła podczas wycinania belek stropowych w pałacu. Obecnie wnętrza pałacu są odnowione, właścicielem pałacu jest Wojewódzka Biblioteka Publiczna im. Hieronima Łopacińskiego w Lublinie. Przechowywane są tu stare księgozbiory, odbywają się szkolenia, seminaria i zjazdy.

 Jedziemy dalej żółtym szlakiem. Wracamy na trasę i skręcamy w lewo, w stronę Piotrowic (6,25 km). Zjeżdżamy z dużej górki i wyjeżdżamy na następną, na szczycie, przed remizą strażacką skręcamy w lewo (7,23 km).  Żółty szlak łączy się tutaj z czarnym szlakiem biegnącym do Nałęczowa ( 9,71 km, Bronice-Drzewce-Choszczów Kolonia-Nałęczów). Po chwili dojeżdżamy do zabytkowego krzyża i stojącej na wprost niego kapliczki (7,7 km). Warto się tu na chwilę zatrzymać, aby odczytać niewyraźny napis na krzyżu. Naprawdę zagadką jest to, jak napis mówiący o legionistach Piłsudskiego i o organizacji „Strzelec” mógł przetrwać rządy władzy ludowej.

 

W pobliżu krzyża znajduje się okazała, ukryta za ogrodzeniem pasieka pana Michalewskiego. Miód z niej można kupić na targu w Markuszowie. W pobliżu, jadąc prosto kilkaset metrów w dół, za pasieką natkniemy się po prawej na gospodarstwo agroturystyczne państwa Pawłowskich, a po przejechaniu następnych kilkuset metrów czekają na turystów zabudowania państwa Miksza – Jeśli szukasz odpoczynku z daleka od miejskiego gwaru w doskonałym klimacie Nałęczowa, tak jak to czynili Prus, Żeromski i inni sławni ludzie zmęczeni wielkim światem i obowiązkami dnia codziennego – to jest miejsce właśnie dla Ciebie drogi Turysto. Więcej informacji zainteresowani mogą znaleźć na stronie www.miksza.cba.pl.

Podróżując dalej, przy krzyżu skręcamy w prawo (7,7 km) i jedziemy tak jak nas prowadzi szlak. Przejeżdżamy pierwszy (7,86 km) oraz  drugi (8,31 km) zakręt w prawo, jedziemy dalej i dojeżdżamy do kapliczki stojącej na rozstaju dróg (8,52 km). Stojącą pod dużą lipą, lekko przechyloną kapliczkę z figurką Chrystusa, ufundował przy swojej parceli, pod koniec życia w 1973 roku, Franciszek Olender. Za kapliczką znajduje się biegnąca w dół polna dróżka. Jedziemy dalej, skręcając za kapliczką w lewo (8,52 km). Mijamy kilka zabudowań, po lewej w oddali widzimy przekaźnik telefonii komórkowej (9,12 km), przy którym wkrótce przejedziemy i dojeżdżamy do miejsca, w którym droga asfaltowa skręca w prawo. My jednak skręcamy w lewo, na polną dróżkę (9,37 km). Czeka nas bliskie spotkanie z przyrodą. Jadąc wijącą się wśród pól drogą zjeżdżamy stopniowo coraz niżej. Po prawej mijamy wiśniowy sad (9,6 km) i po chwili wjeżdżamy do wydrążonego przez erozję wąwozu. Stworzenie takiego wąwozu zajmuje naturze kilkaset lat, jest to proces powolny i wciąż postępujący. Właśnie w tym rejonie, ciągnącym się od okolic Nałęczowa aż do Kazimierza Dolnego, znajduje się największa i najbogatsza sieć wąwozów lessowych w Polsce. Możemy podziwiać jak kurczowo krzewy i drzewa trzymają się krawędzi wąwozu. Grube i całkiem cienkie korzenie, w wielu miejscach są odsłonięte, zwisają w dół lub uparcie wpijają się w ziemię. Przy wylocie wąwozu ktoś postawił krzyż. Po lewej na górce stoją samotne zabudowania. Po wyjechaniu z wąwozu jedziemy brzegiem łąki przylegającej do lasu. Jadąc cały czas prosto dojeżdżamy do drzewa, które pokazuje nam dalszą drogę (10,25 km).

 Jeśli mamy czas, szukamy ekstremalnych wrażeń i chcemy zwiedzić okolicę, możemy przed drzewem z oznaczeniem szlaku, skręcić w lewo, zjechać ze szlaku i zapuścić się w stronę widniejącego w oddali lasu. Możemy wędrując łąkami, wydeptanymi przez zwierzęta ścieżkami dotrzeć do podnóża leżącego na zboczu lasu i zobaczyć wzgórza po prawej z naturalnymi, ukwieconymi, dzikimi łąkami. Teren trudny i podmokły, ale jest naprawdę przepiękny. Usłyszycie głosy wielu leśnych ptaków, może zobaczycie gniazdujące w okolicy ptaki drapieżne. Człowiek zapuszcza się w te okolice dość rzadko i właśnie dlatego jest to ostoja dzikiej przyrody. Jeśli dojedziemy do końca lasu. Możemy wrócić na szlak tą samą drogą, lub skręcić do lasu. Po drodze miniemy mrowisko i wychodzącą w połowie długości lasu w prawo polną dróżkę, można na chwilę wyjechać nią z lasu, aby zobaczyć okolicę. Po prawej widać w oddali na wzgórzach lasy z wieloma wąwozami, po lewej zobaczymy ciągnące się wysoko pasmo lasu – mieszkańcy ten las nazywają Doły bo ciągną się w nim liczne, głębokie wąwozy. Przy lesie, na szczycie wzgórza, znajdowało się kiedyś prehistoryczne grodzisko, jest stamtąd doskonały widok na całą okolicę. Jak widzimy, las z którego wyjechaliśmy ucina się równiutko, jak od linijki. Dlaczego? Tu też trzeba sięgnąć do przeszłości.

 

 Po powstaniu styczniowym i uwłaszczeniu chłopów, część lasu należąca do dziedziców Bronic Wołk-Łaniewskich została nadana okolicznym uwłaszczonym chłopom. To właśnie ten las, przez który jechaliśmy. Nazywany jest do dziś chłopskim lasem. Jest podzielony pomiędzy okolicznych mieszkańców. Natomiast pozostała, większa część lasu należąca do Wołk-Łaniewskiego została wydzierżawiona na pewien okres czasu pewnemu Żydowi. Umowa dzierżawy nie precyzowała, co wolno dzierżawcy z lasem robić a czego nie. Przedsiębiorczy dzierżawca na krawędzi lasu, przy drodze, która dziś rozdziela gminę Markuszów i gminę Nałęczów postawił duży tartak. W bardzo krótkim czasie wyciął wszystkie drzewa i przerobił je na deski. Protesty dziedzica nic nie dały, wszystko odbyło się w majestacie prawa. Żyd zrobił na tym świetny interes, Wołk-Łaniewski na tej nierozsądnej umowie tylko stracił. Dziedzic Bronic, musiał później jeszcze opłacić robotników, którzy karczowali pozostałe pniaki, używane do ogrzewania pomieszczeń folwarcznych. Dzięki dekretowi carskiemu o uwłaszczeniu, karczowania uniknęła część lasu będąca w rękach okolicznych włościan.

Wracamy do chłopskiego lasu i jedziemy nadal pod górkę. Gdy wyjedziemy z lasu, jedziemy cały czas prosto utwardzoną betonowymi płytami drogą, aż wrócimy na szlak, do kapliczki ufundowanej przez Franciszka Olendra.

Jeśli nie szukaliśmy ekstremalnych wrażeń i kontynuowaliśmy podróż wyznaczonym szlakiem to po minięciu łąki przylegającej do lasu i drzewa z oznaczeniem szlaku dojeżdżamy do bardzo małego, wijącego się wśród trawy strumyka. Okresowo, przy intensywnych opadach deszczu, lub po roztopach potrafi się on znacznie powiększyć. Okoliczni mieszkańcy nazywają ten strumyczek Jadwigą, jest z nim związana stara legenda.

 

Wiele, wiele lat temu pewna pastereczka o imieniu Jadwiga, pilnowała pasących się wołów należących do dziedzica z Markuszowa. Zwierzęta pasły się na okolicznych bujnych łąkach, gdzie trawy było pod dostatkiem. Jednak po wielodniowych, intensywnych opadach cały teren był dość grząski i woły zapadały się czasami dość głęboko w rozpulchnioną ziemię. Chcąc napoić najedzone zwierzęta pasterka zagnała je w stronę strumyka, woły zaczęły pić i szukając świeżej trawy, przesuwały się w stronę pobliskiego grzęzawiska. Ciężkie zwierzęta zaczęły się zapadać coraz głębiej w błocie. Najpierw po brzuchy, później coraz głębiej, aż z grzęzawiska wystawały im tylko głowy. Im bardziej starały się wydostać, tym głębiej tonęły. Pasterka chciała ratować zwierzęta, próbowała je na różne sposoby wyciągnąć, ale sama dziewczyna nie była w stanie nic zrobić. Podpierała przerażonym zwierzakom głowy do góry, ciągnęła ze wszystkich sił, jedno z szamoczących się zwierząt w końcu przycisnęło pasterkę swym ciałem i sama nie mogła się też wydostać. Na próżno wzywała pomocy, nikogo nie było w pobliżu. Po pewnym czasie dziewczynę i zwierzęta pochłonęło topielisko. Mieszkańcy z pokolenia na pokolenie przekazują sobie tę historię.

Strumyk Jadwiga wpada do Kurówki, którą mijaliśmy już wcześniej. Wjeżdżamy do kolejnego płytszego wąwozu (10,27 km). Droga biegnie pod górkę. Na szczycie wąwozu rośnie tarnina, jeśli dobrze poszukamy możemy zobaczyć huby drzewne, lub pieńki z fantastycznie powykręcanymi korzeniami. Za wąwozem (10,48 km)  jedziemy dalej polną drogą i po lewej otwiera się bardzo ładny widok na „Chłopski Las” i okoliczne porośnięte drzewami wzgórza. Wjeżdżamy do trzeciego wąwozu (10,62 km), przed wjazdem do wąwozu po prawej stronie widzimy sad jabłkowy, a po lewej plantację aronii. Za wąwozem dojeżdżamy do asfaltu (10,97 km) i skręcamy w prawo. Jesteśmy w  miejscowości Góry. Po kilkuset metrach mijamy skrzyżowanie (11,28 km), w jego pobliżu możemy zobaczyć przy zabudowaniach po lewej kilka koni. Mijamy przekaźnik telefonii komórkowej (11,62 km) znajdujący się  w najwyższym punkcie w okolicy. Mamy stąd doskonały widok na Markuszów, Kurów i Garbów. Po kilkuset metrach przecinamy trasę nr 826 biegnącą do Nałęczowa (11,86 km) i jedziemy dalej przez Góry i Góry-Kolonię. Najpierw zakręt w lewo (12,11 km), mijamy kilka gospodarstw, później zaczynają się liczne sady, pniemy się lekko pod górkę. Skręcamy w prawo (13,5 km) i po ok. 200 m przy krzyżu w lewo (13,72 km). Dalej jedziemy prosto, podziwiając otwierające się po lewej stronie efektowne widoki pagórków i „pól wypukłych wzgórzami” jak pisał Jan Pocek. Po prawej możemy  w oddali zobaczyć kaplicę w Gutanowie (13,88 km). Zjeżdżamy wzdłuż sadu w dół, aż do miejsca, gdzie skręcamy w lewo (14,55 km). Żółty szlak spotyka się tu  ze szlakiem zielonym. Obydwa szlaki są związane z poetami, którzy żyli i tworzyli w tym regionie. Tutaj znajdowały się ich „małe ojczyzny”. Na terenie gminy Garbów mieszkał bliski przyjaciel Jana Pocka – Bronisław Pietrak, poeta, artysta-kowal, a także autor pięknych wycinanek. Po dojechaniu do szosy skręcamy w lewo, mijamy po prawej kapliczkę i drogowskaz z mapą szlaków rowerowych (14,61 km). Po prawej widzimy wieże ciśnień znajdujące się na terenie dawnej cukrowni Garbów (14,89 km). Przecinamy ponownie trasę nr 826 na Nałęczów (15,14 km) i po chwili się zatrzymujemy. Za skrzyżowaniem po lewej stronie jest miejsce historycznej potyczki z okresu powstania styczniowego. Polacy bili się tu z wielokrotnie liczniejszymi wojskami rosyjskimi.

 

Zimą 1863 roku ścigani aż od Krężnicy powstańcy szukali zaopatrzenia, potrzebowali ciepłych ubrań, butów i prowiantu. Kiedy stacjonujące w okolicy oddziały rosyjskie, dowiedziały się o przebywającej w ich rewirze partii powstańczej, wysłały wszystkie siły aby zlikwidować powstańców. Kilka świetnie wyekwipowanych, uzbrojonych po zęby i mających kilkukrotną przewagę w ludziach oddziałów rosyjskich dosłownie deptały Polakom po piętach. Powstańcy maszerowali bez przerwy, chcąc się oderwać od nieprzyjaciela. 19 grudnia 1863 roku szybkim marszem przez Wąwolnicę powstańcy dotarli do miejscowości Góry, gdzie zostali dopędzeni i zaatakowani przez przeważające siły rosyjskie. Na krańcu Gór w miejscu, przy którym się znajdujemy, połączone oddziały majorów Lenieckiego, Mareckiego i Gozdawy stoczyły bitwę z przeważającymi siłami rosyjskimi. Mimo bardzo dużej dysproporcji sił wojska powstańcze nie dały się rozbić i skutecznie przez kilka godzin odpierały ataki rosyjskich huzarów i dragonów. Wobec groźby zamknięcia w okrążeniu powstańcy przebili się przez oddziały nieprzyjaciela przez Przybysławice w stronę Woli Przybysławskiej. Szczegółowy opis potyczki dostępny jest w zakładce historia na stronie www.markuszow.pl. W miejscu potyczki historycy amatorzy z wykrywaczami metalu, znajdowali carskie, żołnierskie guziki i kule karabinowe.

Jedziemy dalej prosto, po prawej stronie, na linii horyzontu, widać kępę bardzo wysokich topoli o jednakowej wysokości (15,29 km). Znajduje się tam założony na początku XIX w., tzw. nowy cmentarz żydowski. Cmentarz administrowany przez Gminę Wyznaniową Żydowską w Warszawie, jest niestety dość zaniedbany, ale zachowało się na nim kilkoma macew o wysokich walorach artystycznych.

Mijamy Góry dojeżdżamy do Zabłocia (16,3 km). Mijamy stojącą po prawej rzeźbę bicykla (16,37 km). Znajduje się tu miejsce przyjazne rowerom i Izba Produktów Lokalnych „Skarby Natury” .

 

Unikalna olejarnia tłoczy na zimno dawną, całkowicie naturalną, tradycyjną metodą oleje z uprawianych w gospodarstwie roślin. Są to między innymi: len niebieski, len złocisty, lnianka zwana rydzem, rzepak, gorczyca, gryka, zboża i wiele innych. Olejarnia pełni też funkcję edukacyjno – poznawczą. Można na miejscu zobaczyć jak powstaje, prawdziwy, znany naszym babciom zdrowy olej, bez chemicznych uzdatniaczy. \”Od nasionka do kropli oleju\” to autorski unikalny program edukacyjny dla dzieci, młodzieży oraz dorosłych, przedstawiający proces powstawania oleju od momentu zasiewu nasion do produktu końcowego jakim jest olej. Uczestnicy poznają rośliny oleiste uprawiane na Wyżynie Lubelskiej, narzędzia i urządzenia związane z obróbką ziarna a także przesądy, zwyczaje i obrzędy towarzyszące uprawie. Program połączony jest z prezentacją multimedialną oraz prezentacją wybranych sprzętów, narzędzi oraz pokazem tłoczenia oleju z wybranej rośliny zakończonego degustacją świeżego oleju. Dla miłośników questów została przygotowana wyprawa odkrywców pt. „Z zamiłowania do natury”. Więcej informacji można uzyskać na stronie internetowej www.skarbynatury.eu.

Jadąc dalej warto zwrócić uwagę na mijany po prawej dom ludowy (16,69 km). 

 

W miejscu, gdzie stoi budynek oddany kilka lat temu do użytku, znajdował się wcześniej wybudowany w roku 1908 przez gospodarzy Zabłocia i Gór dom ludowy, w którym znajdowała się biblioteka, Spółdzielnia Spożywców, pierwsza w okolicy Spółdzielnia Mleczarska. Okoliczni mieszkańcy uczyli się tu czytać i pisać. Stałym bywalcem domu ludowego w Zabłociu był Stefan Żeromski, bywał tu też Bolesław Prus. Gościli tu także: Kazimierz Dulemba, Stefania Sempołowska, Wanda Wejcherówna i Irena Kosmowska. Oczywiście wśród odwiedzających dom ludowy w Zabłociu nie mogło zabraknąć także Jana Pocka, który urodził się i wychował w Zabłociu. Wizyty, odczyty znakomitych gości miały na pewno wpływ na rozwój przyszłego piewcy tej krainy.

Kontynuujemy swą podróż szlakiem poety, skręcamy w prawo (16,9 km) i po kilkudziesięciu metrach widzimy kościół parafialny w Markuszowie, spod którego rozpoczęliśmy naszą podróż. Po lewej mijamy gospodarstwo szkółkarskie i przed nami otwiera się efektowny widok na otoczony łąkami Markuszów (17,28 km). Przejeżdżamy nad stawami (17,85 km) słynącymi ze znakomitych ryb, możemy skręcić w lewo i zakupić świeże ryby wprost u hodowcy. Im bliżej do Markuszowa tym większe prawdopodobieństwo, że poczujemy smakowity zapach świeżego chleba z piekarni, która wieczorem w całym Markuszowie rozsiewa apetyczną woń.

Skręcamy w lewo (18,14 km) i dojeżdżamy pod kościół parafialny, do miejsca, z którego wyruszyliśmy.

Jeśli nie jest jeszcze późno, mamy czas i siły do dalszego zwiedzania to możemy odnaleźć znajdujący się na południowo-wschodnich obrzeżach Markuszowa, wspomniany już wcześniej cmentarz żydowski. Miejsce wskaże nam widoczne z daleka skupisko bardzo wysokich topoli rosnących na cmentarzu.

Warty obejrzenia jest znajdujący się na zbiegu ul. Chopina i ul. Lubelskiej, wybudowany w unikalnym stylu renesansu lubelskiego kościółek pod wezwaniem św. Ducha.

 

Kościółek wzniesiono z fundacji Jana Firleja i Gertrudy z Opalińskich Firlejowej w latach 1608-09 (protestanccy Firlejowie przeszli z powrotem na katolicyzm i jako neofici ufundowali kościół wraz z przytułkiem dla ubogich i starców), budowniczym był znany lubelski murator włoskiego pochodzenia Piotr Durie. Przez kilka lat był on nawet mieszczaninem markuszowskim, kupił od niejakiego Marcina Zająca okazały dom z folwarkiem i ogrodem przy ulicy Zamkowej (na rogu kościoła farnego nad stawem), a za sąsiadów miał imć Wojciecha Kapustę i Mikołaja Gila. Później przeniósł się do Lublina, gdzie zmarł w 1623 roku podczas epidemii dżumy. Obok kościółka znajdują się: pochodzące z początku XVII w. dzwonnica i ogrodzenie, kapliczka z herbami Firlejów Lewart z 1609 r..

Za kościołkiem, po stronie południowowschodniej znajduje się obelisk ufundowany w 1925 roku w rocznicę odzyskania niepodległości przez dziedzica dóbr Bronice i mieszkańców Markuszowa.

W centrum Markuszowa na skwerze przy ulicy Lubelskiej znajduje się pomnik Jana Pocka z 1983 r. autorstwa Jarosława Furgały. Przy skwerze znajduje się także miejsce przyjazne rowerom, wraz  z apteczką rowerową.

Na cmentarzu parafialnym możemy próbować odszukać, nagrobek Jana Pocka autorstwa znakomitego artysty-rzeźbiarza Mariana Śwista. Cmentarz znajduje się przy drodze biegnącej do Bobowisk, na północ od Markuszowa. Wyrzeźbiona w starym, liczącym kilkaset lat dębie podobizna poety z otwartą księgą zawierającą nazwisko, daty urodzenia i śmierci, utrwaliła w godny sposób pamięć i miejsce wiecznego spoczynku wybitnego poety z Kalenia.

Będąc w Markuszowie warto rozwiązać quest pt. „Markuszów Sobieskiego”, ta jedna z pierwszych na Lubelszczyźnie wypraw odkrywców w ciekawy sposób odkrywa wiele tajemnic tego niewielkiego miasteczka o bardzo barwnej i ciekawej historii. Druk questu można otrzymać w Gminnym Domu Kultury (lub ściągnąć ze strony www. markuszow.pl). W Domu Kultury otrzymamy także pieczątkę do paszportu Krainy Rowerowej przy Bursztynowym Szlaku Greenways.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.